Przychodzi weekend, człowiek zrywa się jeszcze wcześniej niż w tygodniu, pędzi na zakrzaczone łąki jeszcze w półmroku i czeka na słońce. I akurat tego dnia wschód jest mało widowiskowy-chmury, mgiełki znikają. No to co - pajęczyny!!! Gdzie najpiękniejsze? Wiadomo, tam gdzie krzaki, badyle, osty, pokrzywy-wszystko mokre, oblepione...człowiek łazi przemoczony, poszarpany jeżynami i nie chce mu się stamtąd wyjść. Czy to normalne? Czy to się jakoś leczy ??? Pozdrawiam wszystkich uzależnionych...