To znaczy jeden dzień urlopu, ale za to jaki. Rano wyjazd do Kazimierza Dolnego, tam kawa u przyjaciela (mam nadzieję, że mogę Maksa tak traktować). A potem plener Kazimierz - Mięćmierz -Skarpa Dobrska i powrót do Kazimierza. W sumie koło 20 kilometrów pieszo. W Kazimierzu, po krótkim odpoczynku obejrzałyśmy wystawę malarstwa Andrzeja Siemińskiego, otwartą zimą, więc pewnie niedługo zostanie zamknięta. Wszystko smakowało jak najlepsze w życiu wakacje, bo tak docenia się to co zostało zabrane. Do tego mimo deszczowego tygodnia spadło na nas tylko kilka kropel deszczu, a burza nas ominęła łukiem, za to słońce zapewniło sporą dawkę naturalnej witaminy D. Tak bardzo chłonęłam to wszystko, że nawet za dużo zdjęć nie zrobiłam