anna_pelka
sonet I dywan z pokrzyw u źródeł rozpięty skrzydłami wznosi się ponad wodą niemą z przerażenia krok po kroku odbiera zieloność listnienia nakręcając swój zegar biegnie pod głazami
krzywych linii napięcie pęka rwane w ciszy czas zmurszały się kruszy zatrzymany zwiędły chwile szybko zbierane mgły ranem uprzędły a ty widzu nie widzisz słuchaczu nie słyszysz
dzień ci mówił uciekaj gdy siekę pokrzywą wytrwaj w cieniu skrusz myśli z krwią twoją popłyną na ofiarę masz wiersze pisane nie mową
kiedy drzewa cię przyjmą urodzi się słowo przelęknione jak listek będzie drżeć na ustach bo świat w naturze zmienny nie mieści się w lustrach
anna_pelka sonet I
dywan z pokrzyw u źródeł rozpięty skrzydłami
wznosi się ponad wodą niemą z przerażenia
krok po kroku odbiera zieloność listnienia
nakręcając swój zegar biegnie pod głazami
krzywych linii napięcie pęka rwane w ciszy
czas zmurszały się kruszy zatrzymany zwiędły
chwile szybko zbierane mgły ranem uprzędły
a ty widzu nie widzisz słuchaczu nie słyszysz
dzień ci mówił uciekaj gdy siekę pokrzywą
wytrwaj w cieniu skrusz myśli z krwią twoją popłyną
na ofiarę masz wiersze pisane nie mową
kiedy drzewa cię przyjmą urodzi się słowo
przelęknione jak listek będzie drżeć na ustach
bo świat w naturze zmienny nie mieści się w lustrach