Mhmmmm... Dzisiejszy dzień jest dokładnie taki jak to zdjęcie! Całkiem nie taki jak bym tego chciała! Po pierwsze dlatego, że oprócz choroby, life postanowił mi dokopać i rozpoczynam cykl 'tych dni' w których sama ze sobą nie mogę wytrzymać, a mój M. ma ochotę wystrzelić mnie w kosmos i to najlepiej bez biletu powrotnego.
.
Więc tak! Wstałam sobie rano jak gdyby nigdy nic, aż tu nagle ram pam pam! Hmmm... Oglądaliście ostatnio kabaret Kacpra Rucińskiego pod tytułem 'Okres'? Jeśli nie, to kurde szczerze polecam! Soł macz. Nawet linczka wrzucę dla ułatwienia.
youtube.com/watch?v=tNTwxqd6Oq...
.
No więc dalej. Zaraz po ram pam pam... było jep jep jep. Jak to było w słynnej w internetach balladzie Pudzianowskiego i Popka- gdyż przyszedł czas śniadania. Akurat jakoś tak się złożyło, że moi synowie postanowili zrobić sobie wojnę na żarło. Generalnie z tego co zostało na podłodze, mogłabym śmiało ugotować dwa obiady. Myślę sobie, nie no! Będę twarda! nie poddam się, o nie! Na odstresowanie wybraliśmy się do kościółka na mszę dla dzieci. Jak myślicie odstresowałam się? JAAAASNE! Po drodze wytoczyłam jakieś dwie wojny Mariuszowi, generalnie sama nie wiem o co, ale w tym momencie było to najistotniejszą sprawą na świecie. Chociaż nie, najważniejsze było, mieć rację, nawet jak jej nie miałam.
.
No więc doszliśmy do kościółka pomodlić się o ludzkość, aby przetrwała te kilka dni razem ze mną :D Niedawno się przeprowadziliśmy, więc to nasza nowa parafia. Wchodzę, patrzę, retyyyy jak pięknie. Jaka cudowna szopka! Ludzi miliard. Myślę... zrobię tej szopce zdjęcie dnia na tookapic. I nagle czuję jak Franek ciągnie mnie za rękaw i krzyczy, mamoooo, mamooo siku. Patrzę na niego, on na mnie, ja na Maria, Mario na mnie. Pytam Maria zatem, kochanie me najdroższe, czy ty kurde wiesz gdzie tu jest kibel? Zaprzeczył. Czułam się jak saper przed rozbrojeniem bomby życia. Obliczam w głowie ile statystycznie zajmie mi czasu, w zapchanym po brzegi kościele odszukać toaletę. Franek w tym czasie ponagla mnie wołaniem, mamoooo sikaaaaam!! Mario mówi leć z nim na dwór! Jak na dwór? Pod kościołem będzie sikał! Rany Boskie! (ups przepraszam, to się wytnie!) Dobra chodź na ten dwór! Franio mi już prawie skamle, choć wie, że nie przystoi jak śpiewał Stachurski, lecz tam tak bardzo boli. :D No i wybiegamy przed ten kościół, ściągamy spodenki i ratujemy sytuację... Akurat pech chciał, że szła grupka spóźnionych na mszę, więc poziom mojego wstydu i zażenowania synem sikającym pod kościołem sięgnął zenitu. Postanowiłam wyprzeć tą sytuację z pamięci i nigdy do niej nie wracać. Właśnie dlatego opisuje ją milionom osób w internetach!
.
No i co? Zrobiłam fantastyczne zdjęcia szopki, które miały być moim zdjęciem dzisiejszego dnia. Wracam do domu, odpalam kompa, zgrywam zdjecia, patrzę! NIEEEE! Nie zapisały się na karcie!! WTF! Wkładam karte do aparaty są! UFFFF! Wkładam kartę ponownie do komputera, nie ma! JAAA PIERRR PAPIER! Ty se ze mnie jaja robisz co nie? Wkładam do aparatu, patrzę NIE MA!
No więc nie ma! Jestem ja na zdjęciu. No i niezła szopka!
Amen <3
Juu Lichota Haha, uśmiałam się!:)