Lubicie samochody? 🤔🤔
Ja bardzo.
I choć prawo jazdy zdałam chyba dopiero za siódmym razem (wtedy, gdy już sama mogłam sobie kupić samochód, słynnego golfa III, zwanego mustangiem, który odpalał nawet przy -17 stopniach), to uważam, że nie jeżdżę aż tak źle, jak niektórzy kierowcy (zwłaszcza dziaduszki w Pandach i innych Chevroletach, ale nie Camaro).
Chociaż…
Może mi się tak tylko wydawać, bo po ostatnim naszym chillu w Szybie Maciej, kiedy to byłam kierowcą i woziłam ludzi, ktoś wsadził mi za wycieraczkę ładną karteluszkę z napisem „Nastepnym razem użyj mózgu przy parkowaniu”. Do tej pory nie wiem, kto to, bo się zgrywusek nie podpisał. Nie wiem też, jakie było moje przewinienie, bo zaparkowałam w normalnym miejscu obok innych samochodów, nie na przejeździe, nie za blisko nikogo. Więc mogę tylko domniemywać, że przejechałam ślimaka, albo inne żyjątko i napisał to jakiś rozżalony ekolog na fazie.
Jak coś, to odezwij się, mędrcu, chętnie się skoryguję, co by następnym razem nie dostać karnego kutasa 🙂
Co do samochodów, to czasem historie moje są dość traumatyczne, jak wtedy, gdy tata usiłował nauczyć mnie prowadzić i wjechałam w płot sąsiada, od razu po ruszeniu. Mieliśmy wtedy groszkowego malucha i to był ostatni raz, kiedy zgodziłam się, aby mnie uczył. Mógł mnie uprzedzić, że nie jest na luzie, tylko na jedynce, nie? 😂😂
Pamiętam też, jak po zakupie drugiego samochodu, obecnego czarnego mustanga, uczyłam się go prowadzić, bo był obniżony na wysokość paczki fajek i nie dało się nim po Mikulach jeździć. Usiłowałam przebyć wtedy drogę do ówczesnej pracy, ale nie umiałam wjechać pod górkę na ul. Lipowej i samochód wciąż mi gasł. W końcu postanowiłam zawrócić i tym sposobem stanęłam sobie na pasach w poprzek, jakbym przechodziła przez nie samochodem. Dobrze, że było po 21, bo tylko 1 przechodzień przechodził wraz ze mną.
Jakoś zawróciłam, dojechałam do domu i postanowiłam poćwiczyć na parkingu Biedry. Słabo mi szło, w końcu rozładowałam akum i brat musiał przyjechać i odpalić mustanga 2 od mustanga 1, na kable. O 23.
Tak, że tak…
Jestem blacharą, lubię mustangi i będę je fotografować, o!
I nie rozumiem, jak dorosły człowiek może nie mieć ochoty posiadania prawka, jeśli ma:
- Dziewczynę/żonę/chłopaka, albo chęć jej/jego posiadania – tramwajem zabierzesz ją na randkę, czy na rowerze? (to akurat o panach)
- Dzieci – tu chyba nie trzeba tłumaczyć, że jest milion potrzeb, począwszy od szybkich jazd do lekarza, czy wyjazdu na wakacje
- Choć odrobinę potrzeby wolności i odpowiedzialności
(ekolodzy od ślimaków jeżdżący do pracy na rowerach – jak zawieziecie babcię do lekarza? Na ramie, czy Uberem?)
Co do ciekawych wspomnień związanych z autami, to mam jeszcze kilka obrazków – np. ten, jak jedziemy nad morze (pamiętnym maluchem, a wcześniej chyba syrenką) i rodzice po kilku godzinach jazdy wymieniają się za kierownica i zaczyna prowadzić moja mama, a tata jest dyrygentem orkiestry i mówi jej, jak ma grać, tfu, jechać. Zaprawdę powiadam Was, to wtedy narodziła się moja niechęć do ludzi na siedzeniu pasażera, którzy komentują moja jazdę, albo ruszają radia hahhaha.
Istna trauma!
Muzyka w czasie jazdy jest bardzo ważna – lubię słuchać jej bardzo głośno, bo wtedy nie słyszę, że coś mi stuka w aucie.
Ludzie ogólnie dzielą się na tych, podczas jazdy których mogę spać, ufna, że przeżyję i się obudzę na miejscu (jak moja przyjaciółka Kasia i Karolina), albo na tych, przy których muszę być napięta jak struna i hamować za nich. Co do hamowania, to przypomina mi się kolejna historia z samochodem w tle – kiedyś pewien chłopak zaprosił mnie na randkę na narty w Wiśle i zarył zderzakiem w zlodowaciały śnieg, uszkadzając go. Zażądał ode mnie oddania połowy sumy za naprawę dżizassss! Właściwie ludzie dzielą się na tych, którzy mają klasę i jej nie mają… Stanowczo – i jeszcze na tych, którzy mają w aucie porządek, nawet, gdy wożą w nich kowadła i deski, oraz na tych, którzy mają tak nasyfione, że cytując klasyka: jeszcze tam tylko nasrać brakuje…
Wiadomo, że zdarzają się różne stresujące sytuacje – ja na ten przykład jechałam kiedyś autem dostawczym i ono rozkraczyło się na środkowym pasie drogi i tak sobie stałam, aż ktoś mnie zholował… Albo nie umiałam ruszyć przez 5 minut spod bramek na autostradzie, bo biegi się popsuły i nie wchodziła jedynka – pani w okienku, która niejedno już tam widziała, kazała mi spokojnie oddychać i powolutku, na spokojnie wyjechałam – tylko dzięki jej opanowaniu. Mogłaby prowadzić medytacje dla zestresowanych matek – jechałam wtedy z Ronją i wracając zatrzymywałam się 2 razy, aby ją nakarmić, bo tak wrzeszczała.
Po takich przeżyciach na drodze mało co jest w stanie mnie już zestresować – widziałam jak na moich oczach, na tej samej autostradzie, jedno auto wjechało w drugie, niedawno widziałam auto Ani, w którą facet wjechał na światłach w Mikulczycach i skasował 2 samochody oraz sygnalizator świetlny. Needforspeed Mikule City Drift.
A w dzieciństwie potrącił mnie policjant syrenką.
A tak w ogóle to nie cierpię jeździć po większych miastach, np. w Katowicach ZAWSZE się gubię, bo oznaczenia są tam wg mnie bardzo nieintuicyjne. Gdybym miała jeździć po Warszawie, albo jakimś Mediolanie, to chyba bym umarła hahaha. Uwielbiam za to małe miasteczka, bo wtedy prowadząc odpoczywam i medytuję. I mogę mieć wtedy nawet 2h do pracy i nie jest to dla mnie powodem do stresu.
A Wy jak macie? 😁😆😅😂🤣
Ufff...
To tyle historyjek z życia wziętych.
Na zdjęciu widzicie BMW 320 G20 wraz z jego właścicielami.
BeataPe No sporo tych historii 😂 btw mam Chevroleta, takiego dla dziadków 🤣a tak w ogóle to wiem, gdzie to zdjęcie jest zrobione 😍