W pracy. Rano odebrałam Olympusa z serwisu. Naprawa 1/3 ceny zakupu. Takie życie. Problemy pierwszego świata. Patrzę przez okno. Pogoda oszalała. Najpierw jak w gigantycznym kotle gotująca się zupa, potem nastała białość, niebiańskie mgły spowiły ziemię u stóp biurowca, następnie anioły wypruły pierze, które sypnęło w postaci wirujących płatów śniegu. Śnieg padał do góry. Sprawdziłam, czy mam nadal ziemię pod stopami. A na koniec przybyła czarna chmura. Chmura, która nagle rozpierzchła się ptakami. Stałam z nosem przyklejonym do szyby. Zdjęcie zrobiłam zdechłą komórką, bo nie wzięłam karty do aparatu... 🤣 Ale i tak asystowanie w trakcie cudu się dziejącego jest mega naj!