Budzę się. Nowy dzień. Każdy nowy dzień jest wspaniały. Wspaniale potencjalny. Celowo budzę się kilka godzin przed rozpoczęciem pracy, żeby go smakować wraz z filiżanką porannej kawy i jakąś książką. Tak się zawsze zaczyna. Postanawiam dziś, że spróbuję złapać normalne, żywe światło. Uciekam. Mrok depcze mi po piętach. Nie udaje mi się. Rzuca mnie pod nogi Pstrowskiego. W sumie to nawet zabawne, bo gdyby nie Tookapic, to nie polazłabym pod ten pomnik. Ten pomnik jest wrośnięty totalnie socrealistycznie w nasze miasto. Tak bardzo wrośnięty jak paznokcie, że niby wiesz, że je masz, ale nie widzisz i nie myślisz o nich.
Jan Pinkosz Nosz Wincynt! 😀