Czasami jest tak, że jak się obudzę, to przy pierwszym spojrzeniu przez okno wiem, że znajdę jakieś zdjęcie gdzieś. Czasami też tak, że wiem, że nic z tego nie będzie i wtedy po prostu wymorduję jakieś, takie bardzo zmęczone. Wolę jednak te dni, kiedy cała jestem widzeniem i patrząc stwarzam kadry. Dziś był taki właśnie dzień. Najpierw dachówka zafalowała czerwienią i zetknęła się z błękitem. A potem to już poszło! Zbiegając po schodach przez okno na klatce zobaczyłam pędzącą zieloność w kształcie ciężarówki. Na podwórku, w najciemniejszym jego kącie tylko jednej kosmyk trawy mienił się słonecznym złotem. Po drodze do centrum zatrzymały mnie, najpierw miska, którą ktoś ustawił na środku targowiska, potem smugi światła przebijające się przez przestrzenie uchylone przez gałęzie. W centrum minęła mnie zachwycająca Lady in red oraz parę innych fajnych osób na złotym wybiegu. Przyglądałam się kroplom wody na tle schodów w takim cudnym, granatowym świetle, gdy mijająca mnie kobieta uśmiechnęła się i powiedziała „Takie brzydkie, że aż ładne?”. Parsknęłam śmiechem. Fantastyczne życie. Pełne cudów. Wszędzie.
Lido Beata, masz to „coś” w sobie, umiesz patrzeć i widzisz… 😍😘