Niedziele, z założenia, z samej wręcz nazwy, powinny być dniami odpoczynku i relaksu. Takimi, w których się nic nie robi. Późne wstawanie, leniwy dzień w domu, pamiętaj żebyś w dzień święty smęcił...
Nie umiem tak. Siedzenie w domu, przy kawce mnie męczy i zdecydowanie wolę bardziej aktywne formy wypoczynku. Dzisiaj zacząłem dzień od 13 kilometrowej przebieżki po okolicznych pagórkach, efekt hurraoptymizmu, który zawsze towarzyszy mi po powrocie z Lądka-Zdroju i solidnego postanowienia zostania biegaczem ultramaratonów. Chociaż kto wie, może tym razem w końcu się uda? Podobno do trzech razy sztuka...
Tymczasem snuje się po mieście, żeby nie grzać kanapy, zresztą w domu jest gorzej niż na dworze, bo tu przynajmniej od czasu do czasu zawieje.
No i robię zdjęcia. Dużo łatwiej jest robić zdjęcia poza domem.