The photo is Saba and the story will be about a boxer dog and the name of Servo.
Servo lived with us when we lived in Świecie on the Vistula and I was about 15 years old. He was the most wonderful dog of my childhood and youth. He may not have been the smartest, but it's our fault - nobody taught him anything. But with all his dog's heart he loved us and we loved him. Both my sister and I let him lie on the sofas and beds. Oh, we'd be hit if dad found out. But he did not find out and it's better for him, for us and for the dog. Or he knew and pretended he didn't know. I wonder how it was - unfortunately I won't find out.
The servo was looked after by my sister and mine. We went with him for walks, to the vet and wherever he could. I was never afraid that anyone would accost me when I went with him. He gave me a wonderful sense of security. he liked to drive a car and drove with us everywhere. Thanks to him I could go on dates every day - after all, the dog needed movement - and I didn't have to ask for permission to leave for a long time. As I was doing my homework, he sat under the desk with his head in my lap and informed me that the time had come. When I was a teacher, and so-called he went with me and he was the favorite of all children - I still don't know how it was that nobody told me not to come with him. He traveled with me on buses, trains and whatever he could. He ran after the bicycle and followed me, pulled the sled. Thanks to him that time was wonderful and carefree despite what I thought about my problems at that time. And it's time to break up. I grew up, i.e. I passed my high school diploma and became a student in Gdańsk. And here the dog could not follow me. I missed him so much. I consoled myself that he stayed with my sister and she stayed with him. He was her dog now and for her he was who he was to me before. After all, she also had problems with teens, dates, school, etc. etc. And our dad was a rather strict and basic father. And first me and then my little sister wept for Servus our sorrows and worries. I got married and gave birth to my daughter Ania in the third year of studies and her sister Maja a year later. Ania got to know Serwa, though she doesn't remember it. Maja not, unfortunately. Serwuś got sick - just old age, arthritis and cancer. It was in the early eighties and there was no access to medicines. And in addition to the dog. We stood up to treat him. My sister had a practice at the time and gave the dog oral medication with the syringe for older people. However, nothing changed what was unavoidable and one day the dog fell asleep and walked past the Rainbow Bridge.
Parents then had different dogs. One of them named Docent - inherited from a cousin who died of a heart attack - often stayed with me. But these were not my dogs anymore. I had my own family in Gdańsk and two daughters. I didn't have a dog for a long time. My husband, although he claimed to like pooches, did not want to have a dog. And as a wife I surrendered to it.
Na zdjęciu jest Saba a opowieść będzie o psie rasy bokser i imieniu Serwo.
Serwo zamieszkał u nas gdy mieszkaliśmy w Świeciu nad Wisłą a ja miałam ok. 15 lat. Był najcudowniejszym psem mojego dzieciństwa i młodości. Może nie był najmądrzejszy, ale to nasza wina - nikt go niczego nie uczył. Ale całym swoim psim sercem kochał nas a my kochaliśmy jego. Obie z siostrą pozwalałyśmy mu wylegiwać się na kanapach i łóżkach. Oj oberwałoby nam się gdyby się tata dowiedział. Ale się nie dowiedział i lepiej dla niego, dla nas i dla psa. Albo wiedział i udawał, że nie wie. Ciekawe jak to było – już niestety nie dowiem się.
Serwo był pod opieką nas, pod opieką mojej siostry i moją. Wychodziłyśmy z nim na spacery, do weterynarza i gdzie się dało. Nigdy idąc z nim nie bałam się, że ktokolwiek mnie zaczepi. Dawał mi cudowne poczucie bezpieczeństwa. lubił jeździć samochodem i wszędzie z nami jeździł. Dzięki niemu mogłam chodzić codziennie na randki - w końcu pies potrzebował ruchu - i nie musiałam długo prosić o zgodę na wyjście. Gdy odrabiałam lekcje siedział pod biurkiem z głową na moich kolanach i informował, że pora spaceru nadeszła. Gdy byłam wychowawczyni, a na tzw. półkoloniach chodził ze mną i był pupilem wszystkich dzieci - do dziś nie wiem jak to było, ze nikt mi nie zabronił z nim przychodzić. Jeździł ze mną autobusami, pociągami i czym się dało. Biegał za rowerem i za mną, ciągnął sanki. Dzięki niemu tamten czas był cudowny i beztroski wbrew temu co wtedy myślałam o swoich problemach nastolatki. I nadszedł czas rozstania. Dorosłam, tzn. zdałam maturę i zostałam studentka w gdańsku. I tu już pies nie mógł za mną pojechać. Bardzo mi go brakowało. Pocieszałam się tym, że został z moja siostrą a ona została z nim. Był teraz jej psem i dla niej był tym kim wcześniej dla mnie. W końcu ona tez miała problemy nastolatki, randki, szkołę itd. itp. A nasz tata był raczej surowym i zasadniczym ojcem. I najpierw ja a potem moja siostrzyczka wypłakiwałyśmy Serwusiowi swoje żale i troski. Wyszłam za mąż i na trzecim roku studiów urodziłam córeczkę, Anię a rok później jej siostrę Maję. Ania zdążyła poznać Serwa, choć tego nie pamięta. Maja już niestety nie. Serwuś zachorował - ot psia starość, artretyzm i rak. Były to wczesne lata osiemdziesiąte i dostęp do leków był żaden. I to w dodatku dla psa. Stawaliśmy na głowie, żeby go leczyć. Moja siostra miała wtedy praktykę w szpitalu i podawała psu doustnie strzykawka odzywki dla starszych ludzi. Nic jednak nie zmieniło tego co nieuchrone i pewnego dnia pies zasnął i odszedł za Tęczowy Most.
Rodzice mieli potem różne psy. Jeden z nich o imieniu Docent - odziedziczony po kuzynie, który zmarł n atak serca - często przebywał u mnie. Ale to już nie były moje psy. Miałam własną rodzinę w Gdańsku i dwie córeczki. I długo nie było u mnie psa. Mój mąż, choć twierdził, że lubi psiaki nie chciał mieć psa. A ja jako zona podporządkowałam się temu.
Na szczęście przyszedł dzień, w którym otrząsnęłam się i sama sobie powiedziałam, że JA CHCĘ MIEĆ PSA.
#theme-bricks
Dana Lightman Great shot made even better with the cat.