Właściwie był to wyjazd. Szybki szpil. W sumie niczego się nie spodziewałam. Albo właściwie wszystkiego. Bo jak to niczego nie spodziewać się o poranku, skąpanym w złotym świetle obudzonego dnia i przy szalonym ptasim koncercie? Poprawka: spodziewałam się wszystkiego. I były tam. Piękne, lekko kołysane na fali. Nie czekające na to, żeby ktoś przyszedł i je zobaczył. Istniejące.
cloridia Ojaaa, przepiękne 😍😍😍