Praca praca praca i wyścig. Kalendarz i harmonogram. Całkiem nieźle zaplanowane, czasem na styk i czasem nie styka. Jadę w śnieżycy, mijam kolejne podpunkty, mijają mnie kolejne stycznie, marce i październiki. Z pierwszego pięciominutowego obsunięcia pod koniec dnia robi się czterdziestominutowe. Zawierucha trwa. Wpadam do Stasia i Celinki, moje ostatnie zadanie na dziś i staję przed tym obrazem. Kazimierz wypływa z ram i miękkim kocem otula wszystkie myśli. Świat się zatrzymuje. Ciąg poszczególnych zdarzeń doprowadza mnie do tego Kazimierza. I już wiem, że tego dnia ten bieg był właśnie po to.