Jadę sobie normalnie ulicą dość dużego miasta. Spieszę się do pracy. Jestem w doskonałym nastroju, bo udało mi się jedną sprawę załatwić. I już kątem oka widzę, że coś mnie wciąga. Najpierw udaję, że nie widzę. Ale to się uporczywie gapi. Tkwię w postanowieniu, że jadę do pracy i nie mam czasu. Przeziera poprzez krzaki. Patrzę w drugą stronę. Chowa się. Gapię się więc ja, gdzie się podziało. Wtedy odsłania się dość duży fragment blisko. Zaciskam ręce na kierownicy i mówię NIE. Dobrze wiem, że wlepia te swoje gały w moje plecy. Zawracam. Parkuję na jakimś placu rozjeżdżonym przez ciężarówki, koparki i inne cuda. Wyskakuję z samochodu. Łażę z zachwytem po wertepach. Szybko, Zanim ktoś mnie przegoni! Do pracy spóźniłam się. I co miałam powiedzieć? Że na Marsie byłam?
Tomasz Bojakowski No normalnie, że na Marsie, bo na Wenus to nie wygląda 😉🙂