Już wiem, co się znajduje między okładką początkową „Waldena” i jego końcową. Kiedy zbliżam się do końca książki, chcę, żeby się nie skończyła nigdy, bo już wiem, że to jest, jak żegnanie się, zamykanie drzwi i ruszanie w drogę. Czasami celowo ociągam się z zakończeniem natychmiast, odkładam na trochę później. Zawsze jednak ciekawość bierze górę i nie miewam niedokończonych książek (może poza tymi nienapisanymi jeszcze). Jest w tym jednakże jakaś ekscytacja także, bo koniec jednocześnie jest początkiem, okładka końcowa to wejście do nowego świata. Obawiam się zakończeń, bo niestety wtedy często obnaża się brak koncepcji autora i rzutuje potem na wiarygodność całości. Thoreau nie zawiódł mnie. Kilka myśli na koniec to istna kondensacja. Muszę go trochę rozcieńczyć w czasie, przeżuć i spojrzeć raz jeszcze z perspektywy Plutona. W ogóle, jak można tak po prostu na koniec powiedzieć: „Tylko taki dzień wstaje, jaki witamy przebudzeni:?! Ale żeby tak prosto z mojej głowy???
Jean-Francois CARETTE superbe photo!