To miał być intensywny długi weekend... 5 górskich szczytów w trzy dni 1+2+2. Zaczęliśmy od najtrudniejszego (Śnieżnik), ale spokojnie, bez szaleństw, aby zachować energię na następne... Drugi dzień był najbardziej wymagający i powoli czuć było lekkie zmęczenie i trudy poruszania się w upale, który i tak w górach jest dużo mniej odczuwalny niż w mieście ;) Poranna kawa w trzecim dniu jakoś nie potrafiła mnie postawić na nogi... mój mózg trwał w jakimś zawieszeniu i nawet zaczęłam coś artykułować na głos o potrzebie leżenia na hamaku, którego w pobliżu nawet nie było ;) Pakowanie nie szło mi szybko, nic nie szło mi szybko... nie czułam jakiegoś wielkiego zmęczenia, ale część mnie nie do końca chciała współpracować. Jednak, jakimś cudem, nasza trójka dotarła do auta i ruszyliśmy w kierunku ostatniego wyzwania... 50km jazdy, powolne gadanie i nagle ktoś rzuca hasło, że moglibyśmy zrobić jeszcze jeden, dodatkowy szczyt...bo przecież to będzie tylko dodatkowe 40km jazdy... Poranna kawa nie dawała rady, słońce nie dawało rady, ale ta informacja TAK mnie pobudziła, że prawie biegiem wchodziłam na te dwa szczyty, ciągle zastanawiałam się, czemu musimy zatrzymywać się na jedzenie, picie i inne takie... Po co robimy tyle zdjęć? ;) Chciałam już być na tym dodatkowym, ostatnim, szalonym, pięknie ubranym we wspomnienia z lat ubiegłych... szczycie. Szczeliniec to łatwy szczyt, i choć, po tylu kilometrach w nogach, "smakował" wyjątkowo cudownie, bo nie było go w planie, bo wyrósł w marzeniach, jak prawdziwa góra ;) O 20:00 mieliśmy być już w domu, a my dopiero wyruszyliśmy w podróż powrotną do domu... Cudowny to był czas z cudownymi ludźmi :) i mała poprawka... 1+2+3!!!! ;) #travel #mountain #adventure #summer #holliday #view #landscape #forest
Jan Pinkosz Wystrzałowy Szczeliniec, to jak wisienka na trzywarstwowym torcie. 😀💪⭐