Znów szary dzień. Ale nie z tych burych. Zwyczajnie szary. Idę. Wzdłuż potoku. Nie robię zdjęć, bo jakoś zbyt szaro. Moim znajomi nawołują, zrób to, zrób tamto, a ja od razu wiem, że wyjdzie mdłe. Nie robię. Idę sobie i uśmiecham się pod nosem, że tak się przejęli, żebym jakieś ładne zdjęcie mogła pochwycić. A to się tak nie da, jak nie widzę, to nie widzę. Spacer trwa. Potok płynie. Noga za nogą. Wdech, wydech. Nagle odwracam się. Coś mnie woła. Tuż znad skłębionej wody. I błyska do mnie, puszcza perskie oczko. Muszę tam iść. Przedzieram się przez chaszcze, unikam lodowej ścieżki, żeby nie zażyć niechcianej kąpieli w potoku. Omijam pułapki - kopce zawieszone nad rwącą wodą, a wyglądające na śnieżne stopnie. Widzę. Nad potokiem, tuż przy brzegu siedzi sobie cud. Cieszę się niezmiernie, że mnie zawołał. Zmieniło się widzenie. Już nie ma szarego dnia. Cud przesłonił świat.
Iwona- shadoke Cuda w potoku zawołały do Ciebie 😍