(🇵🇱 Polska wersja niżej, przewiń mocno w dół)
Have you ever watched a music video, without music? The vocals and visuals - key elements - are still there. But there’s one key element missing. It still makes some sense. But it feels very wrong.
That’s exactly how I feel right now. 36 hours after losing #Fibi. Despite having two kids running around the house, laughing and shouting, the house feels quiet and empty.
I miss everything about her. The sound of her paws on the floor. Her snoring. The touch of the wet, cold nose. I miss the feeling of her soft head on my knees. I miss her stinky breath. I miss her lazy tail wag she greeted us with every morning.
I miss the sound of her name shouted by the kids.
I miss the reason to come out of the house in the morning, to walk bare feet on the grass. I miss how I chased her off the lawn, where she burned holes with her piss. I miss her sunbathing on our driveway. I miss her choking on her food, because she always ate too fast.
I miss her barking at the ducks swimming in our pond. I miss her tracking the beavers. I miss her turbo mode and running around the lawn like crazy. Despite being 9 years old, she could still sprint a week ago.
I miss how patient she was around the kids. And around us.
It’s been 36 hours, but it feels like months already. I miss her so much. I have never thought it would be that hard.
A day and a half ago we lost a huge chunk of our life.
When we took her in, we weren’t even married with Magda. And probably if it wasn't for Fibi, we would never have become married.
She was the one that kept us together in so many situations. She was with us when we were expecting our first and later our second child.
She welcomed both of our sons at home. Damn, she did 1/3 of the work raising those boys.
Since the moment she came to us in 2011, all covered in fleas until the very last breath she was exactly the dog she was supposed to be. She changed with us over the years. From irresponsible youngsters to orderly parents.
She comforted us in difficult moments and made us laugh when we needed that the most. She has always been with us and there for us.
When you take a dog in, you change as a person. You become a better human being. Yesterday we lost not only our dog, not only our dear friend, not only a family member… Each of us lost a part of themselves. And that was one of the better parts.
Just one week ago we were enjoying being a complete, happy family. Everything was going really good. Our music video had the music in it. I can’t remember the last time we were all so close together.
On June 30th, around midnight we had to make the hardest decision in our life. But it was the only right decision. We could’ve waited another 12-16 hours for the surgery, but with such a weakened dog, her condition and age, the chances of survival were close to zero.
Despite the strongest possible painkillers, Fibi gave us a clear sign that she was suffering and that we should let her go. With us hugging her, not alone, on a cold operating table.
And we knew that. We knew each other for years and we understood each other without any words. There was no doubt about what she was asking us to do.
She calmed down right after we said goodbye. As if she had come to terms with all this and stopped fighting.
The last minute with her was the hardest 60 seconds in my entire life. I was with her until the very last breath. She’s always been with us and I wanted to be with her until the very end.
She left peacefully. Aware of how much we all loved her and how grateful we are for everything we received from her. She knew she was the best dog in the world.
We don’t regret anything. We gave her a good life. She experienced everything a dog should experience. Love, care, trust. She had her place, she was well fed. We never, even after the birth of our children pushed her out of our lives into the background. She was always a full member of our family.
She lived her life 100%. It’s not like she missed something, or that she had too little time on earth. She unlocked every possible achievement in dog’s life.
But we owe her much more than she owes us. Fibi was the best dog we could have dreamed of. She was exactly the dog we wanted. And she gave 1000%.
I sometimes think that Fibi was the smartest one in our family.
This photo is a goodbye. The collar that you see is the one she had since she was couple of weeks old, until the very last day. That’s the only thing we’re keeping. The collar and hundreds of photos and videos… and thousands of wonderful memories.
We cry. In turns. Or together. We weep like crazy. We miss her so much.
And I know we’re looking at at least a few very, very difficult weeks ahead. Yesterday, we opened a bottle of alcohol that we had left after our wedding. The wedding that would’ve never happened if it wasn’t for our dog.
We sipped a glass each. To Fibi, the best dog in the world. And then we cried again. I hope that by the time we finish the bottle in a few weeks, it will get easier. For now it doesn’t seem like it will.
The house without her is empty and quiet, despite the fact she never made a lot of noise. But she was that background that makes the difference. She was the one that kept us all together. She was, when she was supposed to be.
I am so very grateful for everything. For all those beautiful 9 years.
Thank you Fibi.
Good dog!
Pożegnanie
Oglądaliście kiedyś teledysk bez muzyki? Z wokalem, z video, ale bez muzyki. Kluczowe elementy wciąż tam są. Ale brakuje jednego. Całość wciąż ma jakiś sens. Ale coś jest bardzo, bardzo nie tak.
Dokładnie tak czuję się teraz, 36 godzin po stracie Fibi. Mimo dwójki dzieci biegających po domu ze śmiechem na ustach dom wydaje się cichy i cholernie pusty.
Brakuje mi wszystkiego. Dźwięku pazurów na posadzce. Chrapania. Dotyku mokrego nosa. Brakuje mi jej miękkiej mordy na kolanach. Jej smrodu z pyska. Brakuje mi jej leniwego merdnięcia ogonem na codzienne dzień dobry.
Brakuje mi dźwięku jej imienia wykrzykiwanego przez dzieci.
Brakuje mi powodu by wyjść rano z domu i pospacerować boso po trawie. Brakuje mi przeganiania jej z trawnika gdzie wypalała dziury siuśkami. Brakuje mi widoku Fibi smażącej się w pełnym słońcu. Brakuje mi tego jak czasem krztusiła się karmą, bo zawsze jadła za szybko.
Brakuje mi tego jak szczekała na kaczki pływające w naszym stawie i jak „tropiła” bobry. Brakuje mi jej chwilowego szału i biegania wkoło trawnika. Mimo 9 lat na karku potrafiła zebrać się na sprint jeszcze tydzień temu.
Brakuje mi tego jak wiele cierpliwości okazywała dzieciom… i nam.
Minęło 36 godzin, a mi wydaje się, że to trwa już miesiącami. Tęsknie i nie sądziłem, że będzie mi jej brakowało tak bardzo.
Półtorej doby temu urwało nam kawał życia.
Kiedy ją przygarnęliśmy, nie byliśmy jeszcze z Magdą małżeństwem. I pewnie gdyby nie Fibi, nigdy byśmy nim nie zostali.
To ona była tym co wielokrotnie zatrzymywało nas przy sobie. Była z nami kiedy byliśmy parą, później narzeczeństwem, w końcu małżeństwem. Towarzyszyła nam kiedy spodziewaliśmy się pierwszego a później drugiego dziecka.
Obu chłopaków przyjęła w domu z otwartymi ramionami.
To ona odwaliła 1/3 roboty przy wychowaniu tych dwóch łobuzów.
Od momentu kiedy przyjechała do nas w 2011, cała w pchłach, do ostatniego oddechu przedwczoraj była dokładnie takim psem jakim miała być. Zmieniała się razem z nami. Z nieodpowiedzialnych gnojków, w poukładanych rodziców.
Pocieszała i rozładowywała atmosferę w trudnych chwilach. Rozśmieszała dokładnie wtedy kiedy tego potrzebowaliśmy. Była z nami właściwie od zawsze.
Kiedy przygarniasz pod swój dach psa, stajesz się innym człowiekiem. Lepszym. Straciliśmy nie tylko psa, nie tylko przyjaciela, nie tylko członka rodziny. Każdy z nas stracił część siebie. I to była jedna z tych lepszych części.
Jeszcze tydzień temu cieszyliśmy się pełną rodziną. Wszystko grało tak jak trzeba. Nasz teledysk wciąż miał muzykę. Nie pamiętam kiedy, mimo trudnej sytuacji na świecie, było nam wszystkim tak dobrze razem.
30 czerwca, tuż po północy musieliśmy podjąć najtrudniejszą decyzję w naszym życiu. Ale to była jedyna słuszna decyzja. Mogliśmy czekać jeszcze kilkanaście godzin na operację, ale przy tak osłabionym psie, jej stanie i wieku szanse na ratunek były bliskie zeru.
Mimo najsilniejszych możliwych środków przeciwbólowych Fibi dawała nam wyraźny znak, że cierpi i że powinniśmy pozwolić jej odejść. Przytulona do nas, a nie sama, na zimnym stole operacyjnym.
Wiedzieliśmy to, bo przecież znaliśmy się od lat i rozumieliśmy się bez słów. Nie było co do tego wątpliwości.
Uspokoiła się zaraz po tym jak się z nią pożegnaliśmy. Jakby pogodziła się z tym wszystkim i przestała walczyć.
Ostatnia minuta z nią to było najtrudniejsze 60 sekund w moim życiu. Byłem z nią do ostatniego oddechu. Nie mógłbym jej zostawić. Ona zawsze była przy nas, chciałem być przy niej do końca.
Odeszła spokojnie, świadoma tego jak bardzo wszyscy ją kochaliśmy i jak wdzięczni jesteśmy za wszystko co od niej otrzymaliśmy. Wiedziała, że była najlepszym psem na świecie.
Nie żałujemy niczego. Daliśmy jej dobre życie. Doświadczyła wszystkiego, czego pies powinien doświadczyć. Miłości, troski, zaufania. Miała swoje miejsce, była dobrze karmiona. Nigdy, nawet po narodzinach dzieci nie zepchnęliśmy jej na drugi plan. Zawsze była pełnoprawnym członkiem rodziny.
Przeżyła swoje życie w 100%. Nie jest tak, że z czymś nie zdążyła. Że czegoś nie doczekała. Odblokowała wszystkie możliwe achievementy.
Ale my zawdzięczamy jej dużo więcej niż ona nam. Fibi była najlepszym psem jakiego mogliśmy sobie wymarzyć. Była dokładnie taka jaka powinna być. I dała z siebie 1000%.
Czasem mam wrażenie, że to Fibi była z nas wszystkich najmądrzejsza.
To zdjęcie to pożegnanie. Obroża, którą tu widać była z nią od pierwszych tygodni do ostatniego dnia życia. To jedyna rzecz jaką zatrzymaliśmy. Obroża i setki zdjęć, filmów, i tysiące wspaniałych wspomnień.
Płaczemy. Na zmianę. Albo wspólnie. Ryczymy jak pojebani. Tęsknimy.
Zdaję sobie sprawę, że czekają nas trudne tygodnie. Wczoraj otworzyliśmy butelkę alkoholu, która została po naszym weselu. Weselu, do którego pewnie nigdy by nie doszło gdyby nie nasz pies.
Wypiliśmy po kieliszku. Za Fibi, najlepszego psa na świecie! I znów płakaliśmy. Mam nadzieję, że kiedy skończymy butelkę za kilka tygodni - będzie nam łatwiej. Choć dziś nic na to nie wskazuje.
Dom bez niej jest pusty i cichy, mimo że nigdy nie robiła specjalnie dużo hałasu. Ale była tym tłem, które robi różnicę. Tym co spajało nas wszystkich. Tym co trzymało nas wszystkich razem. Była wtedy kiedy miała być.
Jestem jej ogromnie wdzięczny za wszystko. Za piękne 9 lat.
Dziękuję, Fibi.
Dobry pies.
Lauren Huston I'm so sorry. My heart is breaking for you. I honestly don't know how I would cope if I lost either of my two.